Rozdział 2
Mając nadzieję na to, że rano obudzę się wypoczęta, byłam w więcej niż wielkim błędzie, sińce pod oczami udało się sprawnie ukryć korektorem, lecz na swój nastrój nie mogłam nic poradzić.
Nie mam pojęcia o której godzinie wróciła mama, ale byłam pewna, że nie będzie skakać z radości na widok skacowanego ojca, aż strach wracać do domu. Kiedy wychodziłam wszyscy domownicy jeszcze spali, więc mogłam uniknąć ewentualnych konfrontacji.
Obecnie siedziałam na ławce przy bloku czytając książkę, w słuchawkach leciała dobrze znana mi melodia. Czekałam jak co rano na moją przyjaciółkę Bethany, z którą chodziłam do szkoły i tej samej klasy. Przywykłam do tego że dziewczyna rzadko przychodzi o umówionej godzinie więc w pełni oddałam się lekturze.
Kończąc rozdział zerknęłam na zegarek, zamarłam. Pięć minut temu rozpoczęły się zajęcia
- Jasna cholera! - głośno jęknęłam co zwróciło uwagę kilku przechodniów.
W szybkim tempie zebrałam swoje rzeczy z ławki i rzuciłam się biegiem uliczką prowadzącą do szkoły. Biegnąc potrąciłam mężczyznę niosącego stosik papierów, które rozsypały się dookoła. Facet najpierw wydał się zdziwiony a chwilę później obrzucał mnie niezbyt pochlebnymi wyzwiskami. Przeprosiłam go na odchodne, chociaż poczucie winy wcale nie zaprzątało mi teraz głowy jedynie fakt, po raz kolejny spóźnię się na lekcję matematyki… O nie na śmierć zapomniałam o dzisiejszym sprawdzianie! Co ja mam teraz zrobić? Przez głowę przebiegła mi myśl aby przeczekać pierwszą lekcję w szkolnej toalecie, lecz zaraz wyrzuciłam ją z głowy, bo wiedziałam, że przysporzy mi to jeszcze więcej problemów.
Z hukiem wpadłam do szkolnej szatni i w pośpiechu zmieniłam kozaki na szkolne tenisówki. No dobra do pokonania zostały mi już tylko schody. Zerknęłam jeszcze na zegarek który wskazywał 8:15.
Pani Jenkins nie będzie zadowolona, mogłam nawet przewidzieć to, że wpadnie w furię i nie pozwoli mi zostać dłużej na przerwie by dokończyć egzamin. Ruszyłam w górę schodów, które pokonywałam co dwa dla lepszego efektu.
Gdy znalazłam się pod salą matematyczną przeszedł mnie strach. Nie. Ja byłam kurwa przerażona.
Niepewnie zapukałam i uchyliłam drzwi, wszystkie oderwane od pracy oczy, zwróciły się w moją stronę. No pewnie.
- O! A kogo do nas wiatr przywiał – odezwała się ta stara jędza – Już myślałam, że postanowiłaś nie przyjść.
- Ja bardzo przepraszam za spóźnienie, ale…
-Żadne „ale” nie chcę słuchać teraz twoich wyjaśnień młoda damo - przerwała mi - bo jak nie zauważyłaś to niektórzy –położyła duży nacisk na to słowo – są w trakcie pisania ważnego sprawdzianu. A teraz weź kartkę i do ławki.
Kiedy próbowałam po nią sięgnąć pani Jenkins cofnęła rękę.
- Nie uważasz, że należałoby jeszcze coś dodać?
Wymamrotałam przeprosiny i czerwona na twarzy ruszyłam w stronę ławki, gdzieniegdzie słyszałam cichy chichot. Stanęłam jednak w miejscu gdy spostrzegłam, że moja ławka w której (z nakazu matematyczki) siedziałam sama, została zajęta przez chłopaka pochylonego nad pracą, którego w ogóle nie rozpoznawałam. Nerwowo rozejrzałam się po klasie, lecz nie dostrzegłam żadnego wolnego miejsca. Cicho westchnęłam i zajęłam miejsce obok nieznajomego.
Bardzo fajny blog. ;3 Czekam na następny rozdział. :)
OdpowiedzUsuń