czwartek, 23 stycznia 2014

Rozdział 3

Rozdział 3


    Tak jak przewidziałam nie pozwolono mi zostać ani chwili dłużej, a kartka na której pisałam została wręcz wyrwana z moich rąk.
    Nie zamierzałam spędzić w tej klasie ani minuty dłużej więc chwyciłam za plecak i zdecydowanym krokiem wyszłam na korytarz, gdzie wpadłam na kogoś.
- Wow! Gdzie się tak spieszysz? – Na całe szczęście był to mój przyjaciel Matt.
- Jak najdalej od tego miejsca i od tej wstrętnej baby! – Opowiedziałam prawie krzycząc.
Chłopak spojrzał na mnie ze współczuciem.
- Nie mów, że znowu się ciebie czepiała.
- I na dodatek upokorzyła przed całą klasą – odpowiedziałam, lecz po chwili wzruszyłam ramionami – No! Ale co mnie nie zabije to wzmocni! –dodałam z wymuszonym entuzjazmem.
Mattie nie wydawał się przekonany i tylko pokręcił głową. Martwił się o mnie co było widać ale z drugiej strony dobrze jest wiedzieć, że ma się takich przyjaciół na których zawsze można polegać. Przyjrzałam mu się  dokładniej, było po nim widać, że przed chwilą wrócił z zajęć sportowych. Jego ciemne włosy, zazwyczaj starannie postawione, były mocno zmierzwione, a czoło pokrywały nieliczne kropelki potu. Wykorzystałam to, że jego wzrok był utkwiony w czymś  z boku i pozwoliłam sobie dalej skanować jego twarz. Zaraz niżej znajdowały się duże niebieskie oczy, okolone ciemnymi rzęsami i prosty nos dodający uroku całej jego twarzy. Prawdę mówiąc Matt był całkiem przystojny i nie raz widziałam wzdychające do niego dziewczyny, niczym nie przypominał tego chudego, nieśmiałego trzynastolatka który pewnego dnia zapytał się czy może usiąść w raz ze mną na biologii, która tak na marginesie była moim ulubionym przedmiotem. A kiedy okazało się, że chłopak podziela mój entuzjazm, siedzieliśmy razem praktycznie na każdej lekcji i od tego czasu staliśmy się nierozłączni, a ja dziękowałam Bogu za takiego cudownego przyjaciela.
    Kiedy napotkał mój wzrok i zrozumiał, że przyglądałam mu się od dłuższego czasu, speszył się i przejechał ręką po włosach, na co ja się szeroko uśmiechnęłam.
- Czy mam coś na twarzy? -  nadal nie będąc pewnym powodu mojej obserwacji powtórzył tę czynność.
- Daj ja to zrobię – chwyciłam go za ramiona, czym w pewnym sensie nakazałam się mu schylić, zapomniałam wspomnieć o tym, że od czasu podstawówki znacznie urósł,  zaczęłam układać jego włosy jednak z dość marnym skutkiem. Niektóre dziewczyny przechodzące obok obdarzały mnie pełnymi nienawiści spojrzeniami, na co ja uśmiechałam się lekko pod nosem. Chłopak widząc moje nieudolne próby poprawienia swojej fryzury wybuchnął głośnym śmiechem i mnie wyręczył.
- Dobra maleńka, ja już muszę lecieć na fizykę. A ty jaką masz teraz lekcję?
Zastanowiłam się przez chwilę.
-  Mam teraz Język Angielski, ja też już muszę lecieć. To jak, widzimy się w przerwie obiadowej?
- Jak zawsze – uśmiechnął się, a odchodząc jeszcze mi pomachał.
                                                      * * *
    Bez większych problemów, nie licząc oczywiście tłumów na korytarzu, dotarłam pod salę nr136. Wszystko byłoby w porządku gdyby nie mały tłumek na przodzie pomieszczenia. Mało mnie interesowały klasowe sprawy czy też spory, wolałam być raczej z boku i wszystko obserwować niż w tym uczestniczyć. Udałam się więc na swoje stałe miejsce, ostatnią ławkę przy oknie, rozpakowałam plecak nie zwracając uwagi na wciąż trwające zamieszanie. Postanowiłam wykorzystać pozostały czas na powtórzenie wiadomości z ostatniej lekcji, niestety, nieustający hałas mi to uniemożliwiał. Cicho westchnęłam i wywróciłam oczami, na całe szczęście zadzwonił dzwonek oznajmiający koniec przerwy. Lecz ludzie stojący pod tablicą zdawali się w ogóle go nie zauważyć, tak bardzo pochłonięci byli tym o czym obecnie rozmawiali. Dopiero gdy do klasy weszła nasza wychowawczyni, panna Davies, najwyraźniej bardzo poruszona całą tą sytuacją przemówiła z wyraźnym grymasem na twarzy:
- Ależ co to ma znaczyć to zgrupowanie na środku klasy?! Natychmiast proszę wrócić do ławek, chyba, że chcecie wystraszyć nowego ucznia!
    Nowego ucznia? Na początku drugiego semestru? Chyba się przesłyszałam. Sama nie wiem dlaczego mnie to tak zdziwiło, może dlatego, że naprawdę rzadko w połowie roku szkolnego pojawiali się u nas nowi, a może dlatego, że ta osoba wzbudziła takie zainteresowanie klasy.
    Ludzie niechętnie udali się na swoje miejsca umożliwiając mi zobaczenie owego nowego ucznia. Chłopak opierał się o ławkę zwrócony w moją stronę tyłem, chociaż już stąd mogłam dostrzec jego szerokie ramiona i imponujący wzrost. Omawiał coś z panną Davies, na jej twarzy gościł szeroki uśmiech a ona sama wydawała się kokietować swojego rozmówcę. Fuj. Wzdrygnęłam się na samą myśl.
    Kiedy skończyli rozmawiać zwrócili się w stronę uczniów a ja mogłam mu się dokładniej przyjrzeć. Miał na sobie czarną koszulkę i spodnie tego samego koloru oraz czerwone znoszone Conversy.
Słyszałam jak wiele dziewczyn wstrzymało oddech gdy z obojętnym wyrazem twarzy omiatał klasę, gdy jego wzrok zatrzymał się na mnie ,prawie niezauważalnie się uśmiechnął a ja zamarłam. Już go poznaję, to właśnie on zajął moje miejsce na matematyce. Teraz sama sobie się dziwiłam jak mogłam wcześniej nie zwrócić uwagi na jego niezwykły wygląd. Ciemne loki ułożone starannie do góry, zielone, duże oczy które właśnie teraz skanowały moją twarz pod wachlarzem gęstych rzęs. I usta. Tak, jestem pewna, że jeszcze w życiu nie widziałam równie czerwonych ust u chłopaka. Kiedy tak przyglądaliśmy się sobie, moją uwagę zwrócił piskliwy głos wychowawczyni:
-Kochani jak więc widzicie, witamy w klasie nowego kolegę – mówiła z szerokim uśmiechem na twarzy – mam nadzieję, że przyjmiecie go ciepło tak aby dobrze poczuł się w naszej klasie.
-Już ja zadbam o to aby poczuł się dobrze – usłyszałam przebiegły szept Kate Wilson, klasowej suki, a zaraz po nim nastąpił cichy chichot jej i jej przyjaciółki Anabel. Zdenerwowało mnie to tak, że prychnęłam na tyle głośno by mogły mnie usłyszeć.
 – No! Może się przedstawisz i powiesz coś o sobie? –Nauczycielka zachęcała go .
Na twarzy chłopaka widać było zażenowanie tą całą sytuacją, jednak po chwili odchrząknął i zaczął mówić:
-Nazywam się Harry Styles, i tydzień temu sprowadziłem się wraz z rodzicami do miasta. – powiedział niskim, zachrypniętym głosem i wyglądało, że na tym kończy się jego wypowiedź.
    Pani Jenkins wydała się być tym niezadowolona, ale nic nie powiedziała tylko nakazała mu wybrać  sobie miejsce. W myślach modliłam się o to, że nie przyjdzie mu do głowy usiąść obok mnie bo wiedziałam, że przy nim nie  będę w stanie skupić się na zajęciach.
    Powolnym krokiem ruszył w stronę ławek, a każda dziewczyna, dosłownie każda miała nadzieję, że to właśnie obok niej wybierze miejsce. Ku ich wielkiemu rozczarowaniu i na moje nieszczęście Harry postanowił usiąść przede mną i to w ten cudowny sposób, że mogłam oglądać jego profil a on chociaż przy najmniejszym przechyleniu mógł na mnie zerknąć. Przy tak niewielkiej odległości mogłam wyczuć jego mocne perfumy które kompletnie mnie omamiły. Dla odwrócenia od nich uwagi zaczęłam wąchać rękaw własnego swetra i skupiłam się na tym co mówiła nauczycielka.
____________________________________________________________________________________
Mamy trzeci rozdział:) Bardzo proszę jeżeli to czytacie i Wam się podoba to komentujcie i udostępniajcie, sama w sumie nie wiem jak ten blog może dotrzeć do innych w jakiś inny sposób ;__;
W następnym rozdziale będzie już akcja z Harrym;3 i dodam go prawdopodobnie jutro :***


środa, 22 stycznia 2014

Rozdział 2


   Rozdział 2


    Mając nadzieję na to, że rano obudzę się wypoczęta, byłam w więcej niż wielkim błędzie, sińce pod oczami udało się sprawnie ukryć korektorem, lecz na swój nastrój nie mogłam nic poradzić.
    Nie mam pojęcia o której godzinie wróciła mama, ale byłam pewna, że nie będzie skakać z radości na widok skacowanego ojca, aż strach wracać do domu. Kiedy wychodziłam wszyscy domownicy jeszcze spali, więc mogłam uniknąć ewentualnych konfrontacji.
    Obecnie siedziałam na ławce przy bloku czytając książkę, w słuchawkach leciała dobrze znana mi melodia. Czekałam jak co rano na moją przyjaciółkę Bethany, z którą chodziłam do szkoły i tej samej klasy. Przywykłam do tego że dziewczyna rzadko przychodzi o umówionej godzinie więc w pełni oddałam się lekturze.
   Kończąc rozdział zerknęłam na zegarek, zamarłam. Pięć minut temu rozpoczęły się zajęcia
- Jasna cholera! - głośno jęknęłam co zwróciło uwagę kilku przechodniów.
     W szybkim tempie zebrałam swoje rzeczy z ławki i rzuciłam się biegiem uliczką prowadzącą do szkoły. Biegnąc potrąciłam mężczyznę niosącego stosik papierów, które rozsypały się dookoła. Facet najpierw wydał się zdziwiony a chwilę później obrzucał mnie niezbyt pochlebnymi wyzwiskami. Przeprosiłam go na odchodne, chociaż poczucie winy wcale nie zaprzątało mi teraz głowy jedynie fakt, po raz kolejny spóźnię się na lekcję matematyki… O nie na śmierć zapomniałam o dzisiejszym sprawdzianie! Co ja mam teraz zrobić? Przez głowę przebiegła mi myśl aby przeczekać pierwszą lekcję w szkolnej toalecie, lecz zaraz wyrzuciłam ją z głowy, bo wiedziałam, że przysporzy mi to jeszcze więcej problemów.
    Z hukiem wpadłam do szkolnej szatni i w pośpiechu zmieniłam kozaki na szkolne tenisówki. No dobra do pokonania zostały mi już tylko schody. Zerknęłam jeszcze na zegarek który wskazywał 8:15.
Pani Jenkins nie będzie zadowolona, mogłam nawet przewidzieć to, że wpadnie w furię i nie pozwoli mi zostać dłużej na przerwie by dokończyć egzamin. Ruszyłam w górę schodów, które pokonywałam co dwa dla lepszego efektu.
    Gdy znalazłam się pod salą matematyczną przeszedł mnie strach. Nie. Ja byłam kurwa przerażona.
Niepewnie zapukałam i uchyliłam drzwi, wszystkie oderwane od pracy oczy, zwróciły się w moją stronę. No pewnie.
- O! A kogo do nas wiatr przywiał – odezwała się ta stara jędza – Już myślałam, że postanowiłaś nie przyjść.
- Ja bardzo przepraszam za spóźnienie, ale…
-Żadne „ale” nie chcę słuchać teraz twoich wyjaśnień młoda damo - przerwała mi -  bo jak nie zauważyłaś to niektórzy –położyła duży nacisk na to słowo – są w trakcie pisania ważnego sprawdzianu. A teraz weź kartkę i do ławki.
    Kiedy próbowałam po nią sięgnąć pani Jenkins cofnęła rękę.
- Nie uważasz, że należałoby jeszcze coś dodać?
 Wymamrotałam przeprosiny i czerwona na twarzy ruszyłam w stronę ławki, gdzieniegdzie słyszałam cichy chichot. Stanęłam jednak w miejscu gdy spostrzegłam, że moja ławka w której (z nakazu matematyczki) siedziałam sama, została zajęta przez chłopaka pochylonego nad pracą, którego w ogóle nie rozpoznawałam. Nerwowo rozejrzałam się po klasie, lecz nie dostrzegłam żadnego wolnego miejsca. Cicho westchnęłam i zajęłam miejsce obok nieznajomego.


Rozdiał 1

Rozdział 1



Wieczorny chłody wiatr rozdmuchiwał moje włosy a uliczne latarnie oświetlały uliczkę ciepłym pomarańczowym światłem. Lubiłam spacerować o tej porze, zwłaszcza, że jak na połowę listopada było całkiem ciepło. Nigdy nie rozumiałam niepokoju mojej mamy związanego z chodzeniem po zmroku, dopóki przemieszczałam się po znajomej okolicy pora dnia nie robiła mi dużej różnicy. Jednak po wieloletnim nawoływaniu o ostrożność, nauczyłam się chodzić z przekonaniem, że każdy mężczyzna w zasięgu mojego wzroku ma zamiar zgwałcić mnie a potem z premedytacją zostawić wykrwawiającą się w jakiś krzakach… Wiem, wiem trochę wyolbrzymione, ale nie winię mamy za nadopiekuńczość, zwłaszcza po tym jak w miejscowej telewizji poinformowano o tym, że w naszej dzielnicy może ukrywać się poszukiwany przez policję zboczeniec. Uważam więc, że jej obawy były całkiem słuszne.
    Na ulicy było całkiem pusto więc mogłam się oddać przyjemności wolnego spacerku. Wcale nie śpieszyło mi się do domu, zważając na to że droga ze studia do niego zajmowała mi nie całe 10 minut. Zaraz uderzyło mnie poczucie winy. Cholera. Jak mogłam zapomnieć o jutrzejszym sprawdzianie z matematyki? Gratulacje Chole, kolejna dwója do kolekcji, rodzice się ucieszą nie ma co. Przełożyłam torbę przez ramię i momentalnie przyspieszyłam krok.
    Gdy znalazłam się pod klatką, nacisnęłam szósty numer mieszkania. Domofon odebrał nikt inny jak mój ojciec.
-Co tak długo?! – Wyglądało na to, że był podpity. Cholera.
-Możemy porozmawiać jak wejdę do domu? – Zapytałam znacznie pewniej niż się czułam.
Nie usłyszałam odpowiedzi jedynie dźwięk otwieranych drzwi. Coś musiało się stać, bo on rzadko pił bez przyczyny. Co prawda zdarzało się to coraz częściej a powodem tego była jego praca. Tak. Trzymałam się tego jak koła ratunkowego jednak ostatnio traciłam to przekonanie.
     Głośno westchnęłam i ruszyłam w górę schodów z nadzieją na to że zdołam się jeszcze pouczyć. Chwyciłam za klamkę i otworzyłam dobrze mi znane, drewniane drzwi. Nic nie usłyszałam, więc powoli zaczęłam zdejmować kurtkę i buty. Zajrzałam do salonu gdzie zobaczyłam ojca śpiącego na fotelu, z puszką w jednej ręce a z pilotem w drugiej. Jedyne źródło światła w pokoju pochodziło od włączonego telewizora. Podeszłam na palcach do chrapiącego taty i delikatnie próbowałam wysunąć mu z dłoni pilot, gwałtownie się poruszył a serce stanęło mi w gardle. Po chwili ponownie ułożył się w fotelu i znów mogłam dosłyszeć, cichsze niż przedtem  pochrapywanie. Odetchnęłam z ulgą, po czym wyłączyłam odbiornik i skierowałam się w stronę kuchni. Na stole leżała mała złożona karteczka, podeszłam do niej i zaczęłam czytać:
                    „Kochanie, mam dzisiaj nocny dyżur, w lodówce na dolnej półce jest obiad.
                                                                                                                          MAMA”
    Ucieszyłam się na samą myśl o jedzeniu, więc szybko pokonałam odległość dzielącą mnie od lodówki i zajrzałam do środka na wcześniej wyznaczone miejsce. Pusto. Przeszukałam półki raz jeszcze ale również bez skutku. Zdezorientowana rozejrzałam się po kuchni, na blacie w rogu zobaczyłam pusty pojemnik po owym posiłku. Wywróciłam oczami, odłożyłam go do zlewu i ponownie zerknęłam w stronę lodówki. Wcale nie miałam ochoty niczego sobie przygotowywać więc otworzyłam jedną z szafek i wyjęłam paczuszkę czekoladowych ciasteczek po czym ruszyłam zadowolona w stronę  swojego pokoju.
Rzuciłam opakowanie na łóżko i zaczęłam przebierać się w dresy. W międzyczasie zerknęłam na zegarek, 21:05 zostało mi jeszcze trochę czasu. Wyciągnęłam z plecaka podręczniki i szybko zabrałam się za pracę domową co jakiś czas podjadając ciastka.
    Po około godzinie udało mi się uporać ze wszystkimi zadaniami, zadowolona z siebie udałam się do łazienki.
Kiedy wyszłam spod gorącego prysznica nie miałam już siły na nic, po prostu weszłam pod kołdrę i ułożyłam się wygodnie, aby po chwili całkowicie odpłynąć.

                                                                          * * *
    Z płytkiego snu wybudził mnie odgłos tłuczonego szkła dochodzący zza drzwi. Zaspana, nie do końca potrafiłam ocenić sytuację. Dopiero kolejny upadający przedmiot spowodował, że wyskoczyłam z łóżka jak oparzona. Co do cholery się tam dzieje? W ciemnościach spróbowałam wymacać dłońmi jakiś ciężki przedmiot, niestety bez skutku. Zaklęłam pod nosem, wiedziałam, że jeśli zapalę światło mogłabym zwrócić uwagę ewentualnego włamywacza więc moje możliwości obrony były całkiem ograniczone. Nagle mnie olśniło. Podbiegłam do szafy i wyjęłam plastikowy pistolet na wodę który wyglądał jak prawdziwa broń. Miejmy nadzieję, że nasz włamywacz nie jest zbytnio inteligentny. Na wszelki wypadek za pasek od spodenek włożyłam nożyczki, tak jak to widziałam na filmach kryminalnych i powoli ruszyłam w stronę uchylonych drzwi. Myślałam, że serce wyskoczy mi z piersi gdy na palcach przemierzałam korytarzyk z pistoletem w obu rękach. Na chwilę stanęłam by ocenić sytuację i dopiero kolejny dźwięk upewnił mnie, że nieproszony gość znajduje się w kuchni.
O nie, wara od mojego jedzenia.
    Wyskoczyłam z wyciągniętą przed siebie bronią i… w tym momencie go zobaczyłam. Siedział na podłodze, oparty o jedną z szafek. Dookoła walały się kawałeczki szkła, a on trzymał się za krwawiącą rękę i patrzył się na mnie zdezorientowanym wzrokiem.
- Och, tatusiu… - ukucnęłam przy nim i zaczęłam oceniać szkody. Najwyraźniej w szafce szukał czegoś do picia. Podeszłam do jednej z nich wyciągnęłam szczotkę i szufelkę.
- Patrz tylko co narobiłeś – odezwałam się do niego z wyrzutem a on tylko się na mnie patrzył, tym swoim zamglonym wzrokiem i nic nie mówił.
    Gdy tylko uporałam się z bałaganem, nakazałam ojcu nigdzie się nie ruszać, a  sama udałam się do łazienki w poszukiwaniu apteczki. Znalazłam ją na górnej półce nad umywalką i szybko wróciłam do kuchni. O dziwo nadal tam siedział. Nie zwlekając dłużej zaczęłam oglądać poranioną rękę. Nic poważnego, z pewnością sobie z tym poradzę. Gdy obmywałam rany tata nic nie mówił tylko z uwagą przyglądał się każdemu mojemu ruchowi i posłusznie robił to co mu kazałam. W końcu się odezwał:
- Możesz mi powiedzieć co zamierzałaś zrobić z tym pistoletem?... –Zapytał bełkotliwie a ja tylko wywróciłam oczami. Wiedziałam, że jest w takim stanie, że mało rzeczy jest w stanie wyprowadzić go z równowagi więc zaryzykowałam:
- Mógłbyś mi człowieku odpowiedzieć, co ty do chuja robisz ze swoim życiem?! – nie spodziewał się takiej reakcji z mojej strony, bardzo wysoko uniósł swoje ciemne brwi – Czy ty naprawdę nie zauważasz tego, że oprócz siebie niszczysz również mnie, mamę? Czy naprawdę uważasz, że nie masz dla kogo żyć? – patrzył się na mnie szeroko otwartymi oczami, więc kontynuowałam – Przecież dobrze wiesz, że jeśli masz jakiś problem możesz przyjść do nas i wszystko nam powiedzieć. Czasami… czasami mam wrażenie, że alkohol jest ważniejszy od twojej rodziny, ode mnie… - na końcu głos mi się załamał a pojedyncza łza spłynęła po policzku.
    Wyglądał na zagubionego człowieka, mogłabym nawet powiedzieć, że był przestraszony. Wyciągnął wolną rękę i delikatnie wytarł moją łzę, lecz w jej ślad poszły następne i po chwili wybuchłam regularnym płaczem.
    Tata przygarnął mnie do siebie i usadowił na swoich kolanach, a ja wcale nie protestowałam. Nawet wtedy gdy zaczął kołysać mnie w ramionach nie odepchnęłam go,  tylko cichutko łkałam wtulona w jego pierś. Co chwilę cicho przepraszał, błagał o przebaczenie i obiecywał zmianę.
Trwaliśmy tak przez długą chwilę, gdy poczułam się senna musiałam wstać, nie mogłam przecież ryzykować tego, że ojciec próbowałby mnie przenieść. Odprowadziłam go do salonu na kanapę, gdyż szczerze wątpiłam w to, że mama będzie chciała z nim spać.
    Na odchodne spojrzałam na podświetlany zegar który bezlitośnie wskazywał 5:15. Wpół żywa udałam się do swojego pokoju z nadzieją, że 2 godziny snu w zupełności wystarczą.
    Leżąc odwrócona do ściany myślałam o tym co mówił  tata, o tym jak obiecywał, że to już więcej się nie powtórzy. Ale ja nie byłam głupia, i już na tyle znałam ludzi by wiedzieć, że obietnice nie zawsze zostają dotrzymane.
_________________________________
   Tak więc mamy pierwszy rozdział ^^. Akcja będzie się rozkręcać dosyć wolno ale ja nawet nie lubię jak wszystko dzieje się szybko.
Ps. Proszę o szczere opinie;)

Prolog i wprowadzenie

Prolog i wprowadzenie

    Chole ma 17 lat i duże ambicje na przyszłość. Niestety od dłuższego czasu w jej domu nie dzieje się dobrze. Na dodatek dziewczyna bardzo mocno przeżywa złośliwe docinki szkolnych kolegów i popada w depresję. Czy wsparcie najlepszych przyjaciół pomoże? A może potrzebna jest osoba trzecia która ukaże jej zupełne inne spojrzenie na świat i nagle to co było czarne lub białe zacznie mieć swój koloryt.
_________________________________________________________________________________

    Jest to moje  pierwsze opublikowane opowiadanie. Osobiście nie mam wprawy w prowadzeniu bloga (gubię się w tych wszystkich szablonach ;__; ), więc każda pomoc jest mile widziana;) Zapraszam do czytania i komentowania (nawet nie wiecie jakie to motywujące:) ) oraz mam nadzieję, że się spodoba.

Kontakt:

https://www.facebook.com/zuzanna.morawczynska
https://twitter.com/ZuzinekM

wtorek, 21 stycznia 2014