wtorek, 4 lutego 2014

Rozdział 4


   Rozdział 4


    Reszta dzisiejszych zajęć minęła bez żadnych problemów, Harry trzymał swoją osobę na dystans co bardzo mnie cieszyło, sama nie rozumiem dlaczego reaguję na jego w ten sposób, nie wyglądał przecież jak seryjny morderca lub jak ktoś kto zakopuje żywcem koty dla rozrywki. Inni uczniowie jak widać nie podzielali mojego zdania, ponieważ wydawali się nim wprost oczarowani, nie było przerwy by ktoś za nim nie latał, najczęściej były to jednak dziewczyny.
     Kiedy zabrzmiał ostatni dzwonek ludzie dosłownie zaczęli wylewać się z sal i podążać w stronę schodów prowadzących do szatni. Tłok był taki duży, że każdy poruszał się bardzo wolno. Kila metrów przede mną zobaczyłam Harry’ego który również przeciskał się przez tłum a na jego ramieniu uwieszona była zalotnie uśmiechająca się Kate. Przystanęłam, ponieważ i tak nie miałam możliwości zrobienia jakiegokolwiek ruchu i zaczęłam przyglądać się całej sytuacji. Dziewczyna bardzo przejęta o czymś mu opowiadała, musiała powiedzieć coś zabawnego ponieważ Harry szeroko się uśmiechnął. Nie zdziwiłabym się gdyby uległ urokowi Kate, jeżeli ktoś jej bliżej nie znał mógł dostrzec same plusy. Była w końcu drobną blondynką o twarzy aniołka a wokół niej roztaczała się aura pewności siebie. Jednak świetnego wyglądu nie zapewniały jej tylko walory naturalne, zawsze modne ciuchy i perfekcyjnie dopasowany makijaż sprawiały, że w oczach wszystkich była chodzącym ideałem.   Pochodziła z bogatej rodziny, jej rodzice byli właścicielami bardzo znanej sieci drogerii. Ona sama często się z tym odnosiła zaznaczając za każdym razem swoją lepszość.
    W czasie gdy ja obmyślałam rodzaje tortur, które z uśmiechem psychopaty, przeprowadziłabym na Kate, tłum na korytarzu  musiał znacznie się posunąć. Zostałam brutalnie popchnięta na ścianę a za sobą usłyszałam głos jakiegoś chłopaka:
-Złaź z drogi grubasie, inni by chcieli iść do domu! – a po nim nastąpił nieprzyjemny śmiech.
Zdziwiona zebrałam się i spojrzałam w twarz mojemu oprawcy. Był to chłopak z trzeciej klasy, Joe,  który znany był z częstych bójek i terroryzowania uczniów. Wcale nie zamierzałam być jego kolejną ofiarą a na dzień dzisiejszy miałam już dość upokorzeń więc podeszłam do niego i uderzyłam go z otwartej ręki w twarz. Wyglądał na zdezorientowanego, a dopiero teraz dotarła do mnie głupota swojego czynu, byłam pewna, że nie będzie miał on żadnych przeciwwskazań jeśli chodzi o oddanie dziewczynie. Przestraszona odsunęłam się o krok, lecz chwilę później zostałam przyparta do tej samej ściany na którą zostałam popchnięta.
-Co ty sobie wyobrażasz co?! Myślisz, że nie mam co robić tylko użerać się z takimi robakami jak ty?! Ale jak chcesz to możemy się trochę zabawić…
-Mógłbyś ją zostawić? – nie wiadomo skąd pojawił się Harry, pierwszy raz dzisiaj ucieszyłam się na jego widok.
-Ty też prosisz się o wpierdol kozaku? – zapytał z obleśnym uśmiechem Joe.
Błagalnym wzrokiem próbowałam dać Harry’emu do zrozumienia żeby sobie poszedł ale on tylko pokręcił głową.
-Ja próbuję tylko dać ci do zrozumienia, że tutaj są kamery a jeślibyś nie zauważył wszyscy się na was patrzą – powiedział, a ja dopiero teraz zwróciłam uwagę na ludzi przyglądających się całej sytuacji z przerażeniem w oczach. Joe też to zauważył i momentalnie mnie puścił a ja mogłam złapać porządny oddech .
-Jeszcze się policzymy ty mała suko – odchodząc jadowicie syknął, a Harry zgromił go wzrokiem.
-Radziłbym ci uważać na słowa.
    Ludzie zaczęli się rozchodzić a ja nadal stałam pod ścianą w niemałym szoku. Co ja narobiłam? Jakbym niemiała wystarczająco dużo problemów.
-Wszystko w porządku? – podniosłam wzrok i zobaczyłam Styles’a opierającego się o przeciwległą ścianę. Nie powiem, trochę mnie zdziwiło, że tutaj został.
-Tak dziękuję za pomoc – uśmiechnęłam się lekko – ale nie musiałeś tego robić poradziłabym sobie jakoś.
-Ależ oczywiście, - wywrócił oczami – a tak w ogóle to co mu zrobiłaś – zapytał wyraźnie zaciekawiony.
-Uderzyłam go w twarz… - zrobiłam się czerwona bo nie chciałam o tym rozmawiać, a zwłaszcza o powodzie mojego wybuchu. Chłopak podniósł brwi w wyraźnym zdziwieniu a chwilę potem wybuchnął śmiechem.
-A to niby dlaczego? -  Zaraz wyjdzie na to, że to jego powinienem obronić.
-Nieważne… - odparłam wyraźnie zmieszana, musiał to dostrzec ponieważ uśmiech szybko zszedł z jego twarzy.

-A tak w ogóle jestem Harry – wyciągnął do mnie rękę.
-Wiem… to znaczy jestem Chole, a jeśli zauważyłeś to chodzimy do tej samej klasy.
-Zauważyłem – uśmiechnął się zawadiacko nadal trzymając moją dłoń.
Szybko ją zabra
łam a na moje policzki wkradł się rumieniec.
-Wiesz co ja już muszę iść, jeszcze raz dzięki za pomoc – wydukałam i ruszyłam w stronę szatni.
-Myślę, że niedługo będziesz mogła mi się odwdzięczyć. – za sobą usłyszałam jeszcze jego głos co tylko spowodowało, że przyspieszyłam kroku.
    Co to miało znaczyć? Wystarczy, że mu podziękowałam i na tym się kończy. Potrząsnęłam głową i otworzyłam drzwi do ”wolności”.

_______________________________________________
Chciałabym bardzo przeprosić za to, że dodaję rozdział z takim opóźnieniem ;___;, ale nie zależało to ode mnie bo byłam przez ferie u babci i nie wzięłam ze sobą tego co napisałam. Tak więc ten rozdział przeleżał sobie dobry tydzień u mnie w laptopku ;) Mam nadzieję, że się spodoba i jak zawsze proszę o komentarze;)


czwartek, 23 stycznia 2014

Rozdział 3

Rozdział 3


    Tak jak przewidziałam nie pozwolono mi zostać ani chwili dłużej, a kartka na której pisałam została wręcz wyrwana z moich rąk.
    Nie zamierzałam spędzić w tej klasie ani minuty dłużej więc chwyciłam za plecak i zdecydowanym krokiem wyszłam na korytarz, gdzie wpadłam na kogoś.
- Wow! Gdzie się tak spieszysz? – Na całe szczęście był to mój przyjaciel Matt.
- Jak najdalej od tego miejsca i od tej wstrętnej baby! – Opowiedziałam prawie krzycząc.
Chłopak spojrzał na mnie ze współczuciem.
- Nie mów, że znowu się ciebie czepiała.
- I na dodatek upokorzyła przed całą klasą – odpowiedziałam, lecz po chwili wzruszyłam ramionami – No! Ale co mnie nie zabije to wzmocni! –dodałam z wymuszonym entuzjazmem.
Mattie nie wydawał się przekonany i tylko pokręcił głową. Martwił się o mnie co było widać ale z drugiej strony dobrze jest wiedzieć, że ma się takich przyjaciół na których zawsze można polegać. Przyjrzałam mu się  dokładniej, było po nim widać, że przed chwilą wrócił z zajęć sportowych. Jego ciemne włosy, zazwyczaj starannie postawione, były mocno zmierzwione, a czoło pokrywały nieliczne kropelki potu. Wykorzystałam to, że jego wzrok był utkwiony w czymś  z boku i pozwoliłam sobie dalej skanować jego twarz. Zaraz niżej znajdowały się duże niebieskie oczy, okolone ciemnymi rzęsami i prosty nos dodający uroku całej jego twarzy. Prawdę mówiąc Matt był całkiem przystojny i nie raz widziałam wzdychające do niego dziewczyny, niczym nie przypominał tego chudego, nieśmiałego trzynastolatka który pewnego dnia zapytał się czy może usiąść w raz ze mną na biologii, która tak na marginesie była moim ulubionym przedmiotem. A kiedy okazało się, że chłopak podziela mój entuzjazm, siedzieliśmy razem praktycznie na każdej lekcji i od tego czasu staliśmy się nierozłączni, a ja dziękowałam Bogu za takiego cudownego przyjaciela.
    Kiedy napotkał mój wzrok i zrozumiał, że przyglądałam mu się od dłuższego czasu, speszył się i przejechał ręką po włosach, na co ja się szeroko uśmiechnęłam.
- Czy mam coś na twarzy? -  nadal nie będąc pewnym powodu mojej obserwacji powtórzył tę czynność.
- Daj ja to zrobię – chwyciłam go za ramiona, czym w pewnym sensie nakazałam się mu schylić, zapomniałam wspomnieć o tym, że od czasu podstawówki znacznie urósł,  zaczęłam układać jego włosy jednak z dość marnym skutkiem. Niektóre dziewczyny przechodzące obok obdarzały mnie pełnymi nienawiści spojrzeniami, na co ja uśmiechałam się lekko pod nosem. Chłopak widząc moje nieudolne próby poprawienia swojej fryzury wybuchnął głośnym śmiechem i mnie wyręczył.
- Dobra maleńka, ja już muszę lecieć na fizykę. A ty jaką masz teraz lekcję?
Zastanowiłam się przez chwilę.
-  Mam teraz Język Angielski, ja też już muszę lecieć. To jak, widzimy się w przerwie obiadowej?
- Jak zawsze – uśmiechnął się, a odchodząc jeszcze mi pomachał.
                                                      * * *
    Bez większych problemów, nie licząc oczywiście tłumów na korytarzu, dotarłam pod salę nr136. Wszystko byłoby w porządku gdyby nie mały tłumek na przodzie pomieszczenia. Mało mnie interesowały klasowe sprawy czy też spory, wolałam być raczej z boku i wszystko obserwować niż w tym uczestniczyć. Udałam się więc na swoje stałe miejsce, ostatnią ławkę przy oknie, rozpakowałam plecak nie zwracając uwagi na wciąż trwające zamieszanie. Postanowiłam wykorzystać pozostały czas na powtórzenie wiadomości z ostatniej lekcji, niestety, nieustający hałas mi to uniemożliwiał. Cicho westchnęłam i wywróciłam oczami, na całe szczęście zadzwonił dzwonek oznajmiający koniec przerwy. Lecz ludzie stojący pod tablicą zdawali się w ogóle go nie zauważyć, tak bardzo pochłonięci byli tym o czym obecnie rozmawiali. Dopiero gdy do klasy weszła nasza wychowawczyni, panna Davies, najwyraźniej bardzo poruszona całą tą sytuacją przemówiła z wyraźnym grymasem na twarzy:
- Ależ co to ma znaczyć to zgrupowanie na środku klasy?! Natychmiast proszę wrócić do ławek, chyba, że chcecie wystraszyć nowego ucznia!
    Nowego ucznia? Na początku drugiego semestru? Chyba się przesłyszałam. Sama nie wiem dlaczego mnie to tak zdziwiło, może dlatego, że naprawdę rzadko w połowie roku szkolnego pojawiali się u nas nowi, a może dlatego, że ta osoba wzbudziła takie zainteresowanie klasy.
    Ludzie niechętnie udali się na swoje miejsca umożliwiając mi zobaczenie owego nowego ucznia. Chłopak opierał się o ławkę zwrócony w moją stronę tyłem, chociaż już stąd mogłam dostrzec jego szerokie ramiona i imponujący wzrost. Omawiał coś z panną Davies, na jej twarzy gościł szeroki uśmiech a ona sama wydawała się kokietować swojego rozmówcę. Fuj. Wzdrygnęłam się na samą myśl.
    Kiedy skończyli rozmawiać zwrócili się w stronę uczniów a ja mogłam mu się dokładniej przyjrzeć. Miał na sobie czarną koszulkę i spodnie tego samego koloru oraz czerwone znoszone Conversy.
Słyszałam jak wiele dziewczyn wstrzymało oddech gdy z obojętnym wyrazem twarzy omiatał klasę, gdy jego wzrok zatrzymał się na mnie ,prawie niezauważalnie się uśmiechnął a ja zamarłam. Już go poznaję, to właśnie on zajął moje miejsce na matematyce. Teraz sama sobie się dziwiłam jak mogłam wcześniej nie zwrócić uwagi na jego niezwykły wygląd. Ciemne loki ułożone starannie do góry, zielone, duże oczy które właśnie teraz skanowały moją twarz pod wachlarzem gęstych rzęs. I usta. Tak, jestem pewna, że jeszcze w życiu nie widziałam równie czerwonych ust u chłopaka. Kiedy tak przyglądaliśmy się sobie, moją uwagę zwrócił piskliwy głos wychowawczyni:
-Kochani jak więc widzicie, witamy w klasie nowego kolegę – mówiła z szerokim uśmiechem na twarzy – mam nadzieję, że przyjmiecie go ciepło tak aby dobrze poczuł się w naszej klasie.
-Już ja zadbam o to aby poczuł się dobrze – usłyszałam przebiegły szept Kate Wilson, klasowej suki, a zaraz po nim nastąpił cichy chichot jej i jej przyjaciółki Anabel. Zdenerwowało mnie to tak, że prychnęłam na tyle głośno by mogły mnie usłyszeć.
 – No! Może się przedstawisz i powiesz coś o sobie? –Nauczycielka zachęcała go .
Na twarzy chłopaka widać było zażenowanie tą całą sytuacją, jednak po chwili odchrząknął i zaczął mówić:
-Nazywam się Harry Styles, i tydzień temu sprowadziłem się wraz z rodzicami do miasta. – powiedział niskim, zachrypniętym głosem i wyglądało, że na tym kończy się jego wypowiedź.
    Pani Jenkins wydała się być tym niezadowolona, ale nic nie powiedziała tylko nakazała mu wybrać  sobie miejsce. W myślach modliłam się o to, że nie przyjdzie mu do głowy usiąść obok mnie bo wiedziałam, że przy nim nie  będę w stanie skupić się na zajęciach.
    Powolnym krokiem ruszył w stronę ławek, a każda dziewczyna, dosłownie każda miała nadzieję, że to właśnie obok niej wybierze miejsce. Ku ich wielkiemu rozczarowaniu i na moje nieszczęście Harry postanowił usiąść przede mną i to w ten cudowny sposób, że mogłam oglądać jego profil a on chociaż przy najmniejszym przechyleniu mógł na mnie zerknąć. Przy tak niewielkiej odległości mogłam wyczuć jego mocne perfumy które kompletnie mnie omamiły. Dla odwrócenia od nich uwagi zaczęłam wąchać rękaw własnego swetra i skupiłam się na tym co mówiła nauczycielka.
____________________________________________________________________________________
Mamy trzeci rozdział:) Bardzo proszę jeżeli to czytacie i Wam się podoba to komentujcie i udostępniajcie, sama w sumie nie wiem jak ten blog może dotrzeć do innych w jakiś inny sposób ;__;
W następnym rozdziale będzie już akcja z Harrym;3 i dodam go prawdopodobnie jutro :***


środa, 22 stycznia 2014

Rozdział 2


   Rozdział 2


    Mając nadzieję na to, że rano obudzę się wypoczęta, byłam w więcej niż wielkim błędzie, sińce pod oczami udało się sprawnie ukryć korektorem, lecz na swój nastrój nie mogłam nic poradzić.
    Nie mam pojęcia o której godzinie wróciła mama, ale byłam pewna, że nie będzie skakać z radości na widok skacowanego ojca, aż strach wracać do domu. Kiedy wychodziłam wszyscy domownicy jeszcze spali, więc mogłam uniknąć ewentualnych konfrontacji.
    Obecnie siedziałam na ławce przy bloku czytając książkę, w słuchawkach leciała dobrze znana mi melodia. Czekałam jak co rano na moją przyjaciółkę Bethany, z którą chodziłam do szkoły i tej samej klasy. Przywykłam do tego że dziewczyna rzadko przychodzi o umówionej godzinie więc w pełni oddałam się lekturze.
   Kończąc rozdział zerknęłam na zegarek, zamarłam. Pięć minut temu rozpoczęły się zajęcia
- Jasna cholera! - głośno jęknęłam co zwróciło uwagę kilku przechodniów.
     W szybkim tempie zebrałam swoje rzeczy z ławki i rzuciłam się biegiem uliczką prowadzącą do szkoły. Biegnąc potrąciłam mężczyznę niosącego stosik papierów, które rozsypały się dookoła. Facet najpierw wydał się zdziwiony a chwilę później obrzucał mnie niezbyt pochlebnymi wyzwiskami. Przeprosiłam go na odchodne, chociaż poczucie winy wcale nie zaprzątało mi teraz głowy jedynie fakt, po raz kolejny spóźnię się na lekcję matematyki… O nie na śmierć zapomniałam o dzisiejszym sprawdzianie! Co ja mam teraz zrobić? Przez głowę przebiegła mi myśl aby przeczekać pierwszą lekcję w szkolnej toalecie, lecz zaraz wyrzuciłam ją z głowy, bo wiedziałam, że przysporzy mi to jeszcze więcej problemów.
    Z hukiem wpadłam do szkolnej szatni i w pośpiechu zmieniłam kozaki na szkolne tenisówki. No dobra do pokonania zostały mi już tylko schody. Zerknęłam jeszcze na zegarek który wskazywał 8:15.
Pani Jenkins nie będzie zadowolona, mogłam nawet przewidzieć to, że wpadnie w furię i nie pozwoli mi zostać dłużej na przerwie by dokończyć egzamin. Ruszyłam w górę schodów, które pokonywałam co dwa dla lepszego efektu.
    Gdy znalazłam się pod salą matematyczną przeszedł mnie strach. Nie. Ja byłam kurwa przerażona.
Niepewnie zapukałam i uchyliłam drzwi, wszystkie oderwane od pracy oczy, zwróciły się w moją stronę. No pewnie.
- O! A kogo do nas wiatr przywiał – odezwała się ta stara jędza – Już myślałam, że postanowiłaś nie przyjść.
- Ja bardzo przepraszam za spóźnienie, ale…
-Żadne „ale” nie chcę słuchać teraz twoich wyjaśnień młoda damo - przerwała mi -  bo jak nie zauważyłaś to niektórzy –położyła duży nacisk na to słowo – są w trakcie pisania ważnego sprawdzianu. A teraz weź kartkę i do ławki.
    Kiedy próbowałam po nią sięgnąć pani Jenkins cofnęła rękę.
- Nie uważasz, że należałoby jeszcze coś dodać?
 Wymamrotałam przeprosiny i czerwona na twarzy ruszyłam w stronę ławki, gdzieniegdzie słyszałam cichy chichot. Stanęłam jednak w miejscu gdy spostrzegłam, że moja ławka w której (z nakazu matematyczki) siedziałam sama, została zajęta przez chłopaka pochylonego nad pracą, którego w ogóle nie rozpoznawałam. Nerwowo rozejrzałam się po klasie, lecz nie dostrzegłam żadnego wolnego miejsca. Cicho westchnęłam i zajęłam miejsce obok nieznajomego.